środa, 11 marca 2009

Coneje paskudne i szkodliwe.


Rano postanowiliśmy odwiedzić Parque Nationale de Tierra del Fuego. I tu przykra niespodzianka: ponieważ tuż po sezonie to nie ma jak wrócić po 19 (dojazd do i z parku stadem nieco dziwacznych i rozklekotanych busików), a dodatkowo ceny zaporowe. Innostrańcy płacą za bilet 50 zł, drugie tyle za busik. Nie za bardzo mieliśmy inne wyjście, ale byliśmy nieco wkurzeni - osobnych cen dla zagranicznych nie uznaję, a te były dodatkowo zaporowe.
Za to park śliczny: piękne jesienne kolory, skaliste szczyty za kanałem Beagle, nieco tandetny, ale pamiątkowy stempelek 'Fin del mundo' w paszporcie i w ogóle. Mnóstwo ślicznych ptaków, no i coneje. Znaczy po naszemu króliki. Podobnie jak Australijczycy tutejsi zaimportowali sobie trochę zwierzaków, które wywróciły im ekosystem do góry nogami. Króliki to jeszcze pół biedy, ale bobry (sprowadzone jako surowiec futrzarski) zeżarły im pół parku i próbują dalej. Nie ma tu nic co mogło by je jeść (największe drapieżniki to lisy), więc mnożą się póki mogą i niszczą wszystkie drzewa. Dodatkowo wywiązał się pierwszy znany mi konflikt między obrońcami praw zwierząt a ekologami. Otóż pierwsi mówią że nie strzelać do bobrów bo są słodziusie, a drudzy kumają jednak że coś nie halo i że im ekosystem pada. Dyskusja i wrzaski trwają w najlepsze, a bobry robią swoje.
Wizyta w parku była świetna, mimo zaporowej ceny. Choć szliśmy na lekko to zmęczyliśmy się nieco - mam nadzieję że przeżyjemy jakoś Torres del Paine - tam będzie trudniej.
Po powrocie sprawdziliśmy opcje drogi do Puerto Natales - autobus, samolot, prom ...- o święta naiwności i dyskutując jakby tu jechać poszliśmy na kolację do gospodarzy.
Kolacja była bardzo miła, z butelkoą czerwonego wina, zostaliśmy tez poczęstowani polską wódką i ogórkami. Głównym daniem był grill, z jagnięciną i wołowiną w wielkich ilościach, a także z domowymi ziemniaczkami. Rozmawialiśmy o Polsce, Argentynie i wielu innych rzeczach. Zdumiało nas niepomiernie jak dobrze byliśmy w stanie dogadać się o niemal wszystkim po hiszpańsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz