poniedziałek, 16 marca 2009

Torrese del Paine - smagani wiatrem


Dzisiejszy dzień to wycieczka w górę Valle Frances, celem pooglądania los Cuernos (skałek), lodowca Frances i ogólnie doliny. Zaczęło się od tego, że cudownie było widać tęczę nad jeziorem. Pewnym niepokojącym sygnałem było to, że od czasu do czasu nad wodą przelatywały chmury poderwanych przez wiatr kropelek wody - czyli wieje - no nic to.
No to wio - kawałk z powrotem (jak lekko bez plecaka) i w górę. Po drodze któryś raz z rzędu spotkaliśmy sympatyczną parę Koreańczyków - będziemy się z nimi mijać całą drogę. Raz, dwa po skałach i na górę. Wokół piękne widoki, puszcza, lodowiec, spieniona rzeczka. No i dalej. W końcu dopchaliśmy się na szczyt - widok oszałamiający. Cały zestaw granitowych iglic, z widokami na kawałki lodowca i w ogóle. W drodze powrotnej powiało naprawdę. Jeden z widocznych wodospadów zwiewało w bok na oko o 45 stopni. Na koniec, kiedy szliśmy plażą nad jeziorem zobaczyliśmy śliczną trąbę morską, średnicy na oko 15 metrów. Tak nas zauroczyła, że następny szkwał przemoczył nas chmurą kropelek na amen. No cóż - takie życie.
Za to na obiad był całkiem przyzwoity łosoś i deser.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz