poniedziałek, 9 marca 2009

Interludium: Okręt Pustyni


Na północy naszmy okrętem pustyni była udostępniona nam przez Hertz-a toytota 4-runner. Potężne bydlę - o ile na szosie nie ma problemu, o tyle robieni nim koperty, czy parkowanie w supermarkecie to koszmar. Nie wiem jaki ma silnik (4 litry, ale nie wiem ile koni), ale kopa miała potężnego. Poza tym chyba wszystko co dało sie upchnąć - klima, automat, 10 regulacji fotela, elektryczne lusterka, samozamykająca się klapa od bagażnika itp. Rozgryzanie go skończyliśmy tak na prawdę dopiero po tygodniu (tempomat był ostatni, ale np. 5-ty bieg odkryliśmy po czterech dniach).
Okręt zaczynał jako złoty metalic, ale jak się łatwo domyślić potem już złoty nie był. Natomiast jasna stała się dla nas popularność koloru: zasypany pyłem i oblepiony błotem nadal z daleka wyglądał podobnie.
Palił jak smok - dopiero w ostatnim przelocie po szosie udało mi się uzyskać 8.9 l/100km. W górach dochodził do 16, na boliwijskiej benzynie (paliwie? płynie?) zdarzało się i 19l/100km. Za to prędkości nie czuło się wcale - 100km/h to jak w mojej toyocie 40.
Fajna bryczka - będzie mi jej brakować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz