wtorek, 3 marca 2009

Pacific

Zaczęliśmy od pojechania na Wzgórze del Morro, z którego Chilijczycy są bardzo dumni. Wojna Pacyficznej (polska historiografia mało o niej wspomina - nie wiedzieć czemu, stąd dziwacznie brzmiąca nazwa) polegała na tym, że Chile napadło na Boliwię i Peru zabierając im spory kawał ziemi (wszystko na północ od Antofagasty). W czasie właśnie tej wojny, Chilijczycy zdobywając peruwiańską Aricę zajęli kluczowe wzgórze (właśnie del Morro) w 45 minut. To jest cholerny kawał skały, i szczerze mówiąc rozumiem trochę dumę Chilijczyków, natomiast co do Peruwiańczyków wiem jedno: to gorsi żołnierze niż Włosi.
Na wzgórzu jest ślicznie - muzeum, kwiatki troskliwie podlewane przez szeregowców, armaty flagi. Ale tym co zaskoczyło nas najbardziej były sępy (kondory? chyba nie), które latały nam nad głowami na wyciągnięcie ręki. Takie bydlę ma z półtora metra rozpiętości skrzydeł a przelatywało 2-3 metry nad naszymi głowami. W efekcie mam zdjęcia, w których nie mieszczą mi się w kadrze.
Widok ze wzgórza oszałamiający - cała Arica u naszych stóp.
Niestety, jak chyba we wszystkich większych latynoskich miastach zaparkowanie w centrum dla nie-localsa było niemożliwe. Dlatego Paweł dzielnie podjął się zostać w samochodzie kawałek dalej, a my poszliśmy obejrzeć strasznie śmieszną rzecz: kościółek zaprojektowany i przygotowany przez Eiffla. Zaprojektowany i odlany w Paryżu z żeliwa przypłynął statkiem i został postawiony w Arice. To zaskakujący przykład steampunk-gotyku, coś czego nigdy w życiu nie widziałem.
Mimo naszych obaw Paweł nie usechł na wiór, więc polecieliśmy dalej - do Iquique i Antofagasty.
Dzień dzisiejszy upłynął nam pod znakiem Geoglifów. Geoglify tutejsze mają jedną istotną zaletę: są układane na zboczach gór, tak że nie trzeba samolotu żeby je pooglądać. Obejrzeliśmy bardzo fajne lamy i papugę, a także impresję na temat niedźwiedzia. Natomiast osławiony Gigant z Atakamy (największe, najstarsze, blabla, przedstawienie człowieka na świecie) to ledwo widoczny krzywy obrazek, który nawet nie wygląda na duży. No cóż - taka karma.
Potem spadliśmy do Iquique (przed wojną pacyficzną Boliwijskiego) i zgubiliśmy się trochę. Na szczęście pyszne empanadki poprawiły nam humor i pojechaliśmy dalej.
Ponieważ od dawna czailiśmy się na zachód słońca nad Pacyfikiem postanowiliśmy że będzie to tutaj. Mało brakowało aby baza wojskowa wycięła nam i tą atrakcję, ale w ostatniej chwili znaleźliśmy kawałek plaży (zjazdu do oceanu) i wypiliśmy (no nie wszyscy - na mnie wypadło prowadzenie) butelkę wina gapiąc się na zachodzące słońce. Przy tej okazji połaziliśmy po skałach i pooglądaliśmy co tu żyje. Mariola jako najodważniejsza podeszła najbliżej, co skończyło się zimnym oceanicznym prysznicem.
Ponieważ Paweł następnego dnia miał samolot - musi wracać do pracy, ma obserwacje od 5 III w la Serena - postanowiliśmy jechać do oporu na południe. Noc była długa, a winko rozwiązało języki, tak że udało nam się godzinę dyskutowac o poprawności sformułowania 'siostra cioteczna'.
Uroczą tę pogawędkę przerwała nam brutalnie kontrola celna. Tak, wewnętrzna - wjechaliśmy z Chile do Chile. Nie za bardzo mamy pojęcie po co - w Iquike jest strefa wolnocłowa. A w Boliwii i Peru masa narkotyków. W każdym razie bez sensu. Sprawę dodatkowo komplikował fakt, że na północ jechaliśmy górami - nie mieliśmy papierka że wjechaliśmy tam (w ogóle). Pani była nieco zdetonowana, ale tak jak mówił Paweł: tu wszyscy są rasistami i biały gringo jest lepszym gatunkiem człowieka. W związku z tym camionettę (pickupa) ciemnych na twarzy facetów obok przetrzepali na maxa (wszystkie bagaże etc., a Okręt Pustyni pełen Gringos pojechał niezatrzymywany. Potem ustaliliśmy z Pawłem, że granicę regionów przebyliśmy za Ollague, tam gdzie było to dziwne pole minowe - teraz wiemy po co. Ale karteczki ani pieczątki nikt nam nie dał.
Dojechaliśmy w końcu do Tocopilla, małego miasteczka, trochę zbyt przemysłowego jak na mój gust. Znaleźliśmy jakiś hotel i poszliśmy na Pisco Sour - to był wieczór pierwszego pożegnania Pawła. Pisco było dobre i było bardzo wesoło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz